NARESZCIE! NARESZCIE NAPISAŁAM NOWY ROZDZIAŁ! WYBACZCIE ZA MOJĄ PRZERWĘ, ALE PRZEZ OSTATNI CZAS W OGÓLE STRACIŁAM WENĘ. TYM BARDZIEJ, ŻE JESZCZE MUSIAŁAM POD KONIEC ROKU MOCNO SIĘ PRZYŁOŻYĆ. A TERAZ? ZACZĘŁY SIĘ WAKACJE, SZKOŁA NIE ISTNIEJE PRZEZ DWA MIESIĄCE, A NA BLOGU CZĘŚCIEJ BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ ROZDZIAŁY! ZATEM, ZAPRASZAM :)
- Wpuśćcie go! - rozkazał główny strażnik Czarnej Twierdzy. Vivulie rozsunęły się i ustąpiły drogę złotemu lwu. Na jego widok wszyscy zaczęli szeptać z zainteresowaniem, co to takiego ma zastępca Mungu do powiedzenia ich panu. Pałac, a właściwie jego ruiny, zarośnięte krzakami cierni robił jednak pewne wrażenie. Wszystko było poobwieszane szlachetnymi, mieniącymi się kamieniami, zaś jedyne oświetlenie padało na zniszczony tron z czarnego marmuru, na którym siedział Mabaya. Wakati ujrzał, jak ten spogląda w swoje odbicie w diamencie, który właśnie trzymał w łapę. Chrząknął. Szkarłatne ślepia skierowały się ku niemu. Kamień wypadł Mabay'emu z łapy i stuknął głośno o posadzkę. Nie spodziewał się tej wizyty.
- Ah! No proszę! Wielki król Wakati, no, no... Cóż sprowadza jego wysokość? - zakpił, nie podnosząc siedzenia ze swojego wygodnego legowiska ze skóry tygrysa. Złoty warknął.
- Przestań grać, Mabaya! Właśnie się dowiedziałem, więc nie próbuj się wykręcać. - rzekł z największym spokojem na jaki było go stać.
- O! - zawołał. - A o czym to szanowny pan i władca się właśnie dowiedział?
- Ja wiem... - i tu głos mu zadrżał. Po chwili, wybuchnął. - To ty! TY ZABIŁEŚ DZIEDZICA! Nie uważasz, że za dużo trochę tych twoich morderstw?! Najpierw pozbyłeś się Mungu, a potem jego dziecka! Jak mogłeś, ty nędzna, pół lwia kreaturo?!
Odpowiedział mu szyderczy, pełen pogardy i nienawiści śmiech. Wakati celowo zatkał sobie uszy łapami; nie mógł już tego słuchać.
- Na prawdę, długo czekałem, aż wreszcie zmądrzejesz. - oznajmił, krztusząc się śmiechem. - Od kiedy wiesz?
- Od wczoraj! Od własnych żywiołów, które dosłownie rok temu powiedziały mi, że znalazły dziedzica! K-Ł-A-M-A-L-I. Rozumiesz? A wszyscy mieli nadzieję! - wrzasnął niebieskooki. Odwrócił się i już chciał odejść, kiedy Mabaya przeskoczył nad nim i zatrzymał go.
- Czekaj! Mała wiadomość dla ciebie. - powiedział chytrym i podekscytowanym głosem. - Pięć pełni w przeszłość, pięć pełni w przyszłość i jeszcze dwie; tak, wtedy wreszcie wojna się rozpocznie!
- Jaka znowu wojna? - zapytał złoty.
- Domyśl się, geniuszu. - rzucił oschłym głosem i powrócił na swój tron. Wakati zrozumiał tą dziwną rymowankę; pięć pełni w przeszłość i pięć w przyszłość daje jedną pełnię. Potem jeszcze dwie, co wnosiło, że... ta cała wojna o której mówił Mabaya ma rozpocząć się za trzy pełnie! Niebieskooki westchnął. Doskonale wiedział, o co chodzi. Powrócił do królestwa Mungu.
*
Sainowie zaczęli zbierać się wokół ciemnego samca. Kosa siedział na głazie ze spuszczonym łbem. Minę miał taką, jakby chciał zwymiotować. Uniósł wzrok. Wszyscy z Rajskiej Doliny już gapili się na niego z zainteresowaniem. Czyżby Mabaya się poddał? Przecież ich przywódca nadaremnie by ich nie sprowadzał. Brązowy westchnął, po czym rzekł:
- Nasze wielkie starania, które rozpoczęliśmy wiele, wiele lat wcześniej były daremne. - wszyscy popatrzyli po sobie zdumieni. - Gwiazdy nigdy nie kłamią; czy źle się je odczyta, czy nie. Wielki Wakati wysłał nam w ten sposób pewną wiadomość. - ponownie wziął głęboki oddech. - Dziedzic już od dawna... nie żyje.
- CO?! - rozległ się głośny krzyk. Kilka lwic wstrzymało oddech, inne zaczęły coś szeptać zdenerwowane, a samce mruczały wściekle. Nagle, ktoś ryknął. Niebieskooka ześlizgnęła się ze skały na której stała i podeszła do Kosy.
- To nie jest prawda. - wyszeptała Hasira. Pysk brązowego jeszcze bardziej się zasmucił. - POWIEDZ MI, ŻE TO NIE PRAWDA! - warknęła, potrząsając nim za ramiona.
- To prawda. - odrzekł. Lwica cofnęła się. - W związku z tym - kontynuował bezbarwnym głosem. - nasze stado... musi się rozpaść.
Tak jak się spodziewał, ponownie nie rozniosły się głośne wiwaty. Sainowie bez słów odeszli od niego i oddalili się od swoich jaskiń.
- Nasze wielkie starania, które rozpoczęliśmy wiele, wiele lat wcześniej były daremne. - wszyscy popatrzyli po sobie zdumieni. - Gwiazdy nigdy nie kłamią; czy źle się je odczyta, czy nie. Wielki Wakati wysłał nam w ten sposób pewną wiadomość. - ponownie wziął głęboki oddech. - Dziedzic już od dawna... nie żyje.
- CO?! - rozległ się głośny krzyk. Kilka lwic wstrzymało oddech, inne zaczęły coś szeptać zdenerwowane, a samce mruczały wściekle. Nagle, ktoś ryknął. Niebieskooka ześlizgnęła się ze skały na której stała i podeszła do Kosy.
- To nie jest prawda. - wyszeptała Hasira. Pysk brązowego jeszcze bardziej się zasmucił. - POWIEDZ MI, ŻE TO NIE PRAWDA! - warknęła, potrząsając nim za ramiona.
- To prawda. - odrzekł. Lwica cofnęła się. - W związku z tym - kontynuował bezbarwnym głosem. - nasze stado... musi się rozpaść.
Tak jak się spodziewał, ponownie nie rozniosły się głośne wiwaty. Sainowie bez słów odeszli od niego i oddalili się od swoich jaskiń.
*
Kiedy słońce zaczęło wychodzić zza linii horyzontu, obudziła się. Leżała w jaskini. Zaraz... w jaskini? Nie przypominała sobie, żeby ostatniego wieczoru zaglądała tutaj. Jej ciało spoczywało tuż przy wyjściu, a zwykle tam nie sypiała. Najwyraźniej Shadem ją tu zaniósł. Wstała i leniwie ziewnęła. Powlokła się w kierunku wodopoju, chcąc uzyskać choć odrobinę swobody.
Po dotarciu tam, zanurzyła cały pysk w wodzie. Wokół niej kłębiły się czarne myśli związane z wczorajszymi wydarzeniami. Usilnie próbowała z tym walczyć, zapomnieć o tym. Bez skutku. Poruszyła niespokojnie uszami. Zbliżało się do niej jakieś zwierzę. Odwróciła się; zaraz po wargach spłynęła biała, wodnista maź, ślina. Tuż za nią gnało młode gnu pozostawione bez opieki. Nareszcie skupiła się na czymś innym.
Skok. Nie zdołała go złapać za pierwszym razem, więc zaczęła gonić młode.
"A jednak moje instynkty stały się silniejsze." pomyślała Est, przypominając sobie Mroczne Królestwo, gdzie Shadem uczył ją polować. Ocknęła się dopiero wtedy, kiedy poczuła, że straciła grunt pod nogami. Rozejrzała się. Była w wąwozie, zsunęła się po prostu ze stromej skały, której nie zauważyła. Ale nie to było najgorsze. Poczuła mocny, palący ból w łapie. Spojrzała w górę, chcąc wiedzieć, w co się uderzyła. Zadrżała, kiedy podniosła wzrok. Wprost na nią leciał olbrzymi kamień, lwica jednak nie poruszyła się z nagłego ataku przerażenia, który ukazała otwierając pysk, ale nie wydając żadnego dźwięku. Nagle poczuła, że ktoś mocno popchnął ją w bok, tak, że upadła na inną skalną półkę. Tuż obok niej stał ten "ktoś", kto uratował jej życie. Podniosła wzrok.
----------------------------------------------
I co? Jak myślicie, kto uratował Est? Shadem? Kahawa? A może ktoś inny?
Po dotarciu tam, zanurzyła cały pysk w wodzie. Wokół niej kłębiły się czarne myśli związane z wczorajszymi wydarzeniami. Usilnie próbowała z tym walczyć, zapomnieć o tym. Bez skutku. Poruszyła niespokojnie uszami. Zbliżało się do niej jakieś zwierzę. Odwróciła się; zaraz po wargach spłynęła biała, wodnista maź, ślina. Tuż za nią gnało młode gnu pozostawione bez opieki. Nareszcie skupiła się na czymś innym.
Skok. Nie zdołała go złapać za pierwszym razem, więc zaczęła gonić młode.
"A jednak moje instynkty stały się silniejsze." pomyślała Est, przypominając sobie Mroczne Królestwo, gdzie Shadem uczył ją polować. Ocknęła się dopiero wtedy, kiedy poczuła, że straciła grunt pod nogami. Rozejrzała się. Była w wąwozie, zsunęła się po prostu ze stromej skały, której nie zauważyła. Ale nie to było najgorsze. Poczuła mocny, palący ból w łapie. Spojrzała w górę, chcąc wiedzieć, w co się uderzyła. Zadrżała, kiedy podniosła wzrok. Wprost na nią leciał olbrzymi kamień, lwica jednak nie poruszyła się z nagłego ataku przerażenia, który ukazała otwierając pysk, ale nie wydając żadnego dźwięku. Nagle poczuła, że ktoś mocno popchnął ją w bok, tak, że upadła na inną skalną półkę. Tuż obok niej stał ten "ktoś", kto uratował jej życie. Podniosła wzrok.
----------------------------------------------
I co? Jak myślicie, kto uratował Est? Shadem? Kahawa? A może ktoś inny?
No, nowa notka!
OdpowiedzUsuńTrochę długo jej nie pisałaś, ale rozumiem :)
Co do rozdziału, to świetny!
Bardzo ciekawy. <3
Niedługo wojna? Ciekawe ^^
A Est chyba uratował...sama nie wiem. :)
Czekam z niecierpliwością na nową notkę.
Zapraszam do mnie - 11 rozdział przeczytało troszkę mało osób, więc liczę na komentarzyk od ciebie :)
A jutro 12 rozdział! <3
Pozdrawiam!
Nareszcie wróciłaś ^^ nie mogłam się doczekać nowego rozdziału, ale w końcu się doczekałam xD
OdpowiedzUsuńA sama notka superowa, jak zwykle. Niepokoi mnie ta perspektywa wojny, a także ciekawi mnie, kto uratował Estrellę... może Kahawa? ^.^
Mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny rozdział, bo po prostu pożera mnie ciekawość :D zapraszam też do mnie, bo u mnie też masz parę notek do nadrobienia XD
xoxo
Przepraszam, że piszę to tu, ale nie wiem gdzie indziej...
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową notkę. A kolejna 10 lipca. :)
Hym myślę, że to będzie Kahawa, a może ktoś zupełnie inny. Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy Estrelli.
OdpowiedzUsuńSuper nocia, czekam na kolejne notki i zapraszam do siebie http://zycie-ksiezniczki-luny.blog.pl/
OdpowiedzUsuńRozdział był świetny:) Podejrzewam, że to Shadem;)
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział! Kiedy następny?
OdpowiedzUsuń